Wylądowali na środku piaskownicy, w której bawiły się dzieci. Kiedy zobaczyły przed sobą wynurzające się z piasku dwa małe czarty, zamarły w bezruchu. Gburek z Figielkiem zaczęli pluć piaskiem wokół siebie zapominając o zaklęciu znikania.

Gdy zorientowali się w końcu, że patrzą na nich skostniałe z przerażenia dzieci, ukłonili się grzecznie i zniknęli w mgnieniu oka. Dzieciaki przecierały oczy ze zdumienia pytając jeden drugiego, czy aby na pewno przed chwilą stały przed nimi czarne, owłosione, rogate stwory. Kiedy upewniły się, że to nie był sen, uciekły w popłochu z piaskownicy, bojąc się powrotu niesympatycznie wyglądających przybyszów.

Wściekły Gburek ruszył w kierunku kolejki z myślą o awanturze. Już miał zacząć krzyczeć na Psotkę, ale jedno spojrzenie zmieniło jego wojowniczy nastrój. Na jej widok, odebrało mu głos. Zobaczył przed sobą tę samą dziewczynę, w której zakochał się przed laty. Szczęśliwą, szaloną, z psotną iskierką w oku. Podszedł tylko do niej, przytulił ją do siebie i pocałował w czoło.

– No może już dość tych czułości! – Figielek przerwał im chwilę szczęścia.

– Musimy pojechać na inny plac zabaw, tutaj nieźle narozrabialiśmy. Tym razem to ja poprowadzę kolejkę! – powiedział stanowczo Gburek patrząc z uśmiechem na żonę, po czym ruszyli ślimaczym tempem przed siebie. Dowlekli się do najbliższego parku gdzie znudzona Psotka z Figielkiem zarządzili postój. Trwał tam akurat wielki piknik, na który zjechało się wiele rodzin. Gburek zaparkował kolejkę na drzewie, skąd mieli doskonały widok na park. Psotka wyciągnęła z kuferka ulubione kiełbaski i przegryzając mięsne przysmaki, bacznie przyglądali się otoczeniu.

– To są, mój drogi synu, LUDZIE! – powiedział z nieskrywaną dumą Gburek jakby właśnie zdradził synowi wielką tajemnicę.

Figielek z Psotką spojrzeli na niego zdziwieni, sprawdzając, czy nie był to kolejny, ponury żart Gburka? Okazało się jednak, że tata jak zwykle mówił bardzo poważnie. Sytuację próbowała uratować mama tłumacząc synkowi.

– Wiesz? Ja najbardziej lubię szeptać do uszu kierowcom żeby mocniej nacisnęli pedał gazu i pobawili się w rajdowca, wyprzedzali wszystkich na drodze i parkowali z finezją na ręcznym, siuuuuu. Cóż to jest za adrenalina! – wykrzyknęła pełna emocji Psotka.

– Albo podpowiadam żeby nasypać komuś soli do herbaty i czekać z radością na jego reakcje, o jeszcze dobry numer jest z chowaniem telefonu taty na samym dnie szuflady ze skarpetkami hihihi – śmiała się pod nosem przypominając sobie wszystkie te zabawne sytuacje, po czym po chwili posmutniała.

– Tylko później robi się jakoś tak nieprzyjemnie, bo zazwyczaj jest jakaś stłuczka, wszyscy robią się źli i krzyczą na siebie. Tego za bardzo nie lubię, ale to jest niestety zawarte w kontrakcie – zakończyła mama z posępną miną i nastała nieprzyjemna cisza, którą po chwili postanowił przełamać tata.

– To może ja opowiem o moich podszeptach, chcesz? – zapytał Figielka.

– No jasne, że chcę! – odpowiedział rozochocony mały czart.

– Najbardziej lubię nakłaniać do marudzenia. Najczęściej wychodzi mi to z pracą, szkołą, szefem i rodziną. To co ludzie potrafią naopowiadać o kimś jest naprawdę niewyobrażalne. W przypadku niektórych, z zaawansowanym stopniem gadatliwości, może to trwać godzinami, a później, nawet latami. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jak jedna osoba zaczyna narzekać to zaraża tym pozostałe i po chwili wszyscy zebrani biadolą i obgadują. Marudzenie jest zaraźliwe, podobnie jak wirusy hi hi – mówił z zadowoleniem Gburek, a Psotka z Figielkiem patrzyli na niego z niesmakiem, nie widząc w tym nic przyjemnego.

– Eeee, to znaczy, że wy lubicie swoją pracę, tak? – zapytał niepewnie Figielek.

Rodzice spojrzeli na siebie, nie wiedząc za bardzo co odpowiedzieć. W końcu mama odważyła się bąknąć pod nosem.

– Do tego zostaliśmy stworzeni.

– Eh, to ja już nie wiem co ja mam robić, nie podoba mi się to! – odparł szczerze i buntowniczo Figielek.

– Musisz być sobą, a wtedy podpowiedzi na uszko same przyjdą ci do głowy – próbowała pocieszyć go mama.

– Fantastycznie! To, to ja mogę robić! Być sobą! – ucieszył się maluch i zapytał jeszcze.

– A co się dzieje z tymi czartami, którym nie zostaje przyznany kontrakt?

Psotka i Gburek zrobili wielkie przerażone oczy i zadrżeli na samą myśl.

– Do… do… dostaje się najcięższą pracę, na samym dnie piekła, przy najgorętszych piecach z bulgoczącą lawą – odpowiedział cichutko tata, tak żeby przypadkiem nikt więcej tego nie usłyszał.

„Muszę tylko być sobą i na pewno wszystko będzie dobrze” pomyślał w duchu Figielek próbując dodać sobie odwagi.

Nazajutrz rano, ruszył na swoją pierwszą misję do sześcioletniego Jasia. Był bardzo podekscytowany pierwszym zadaniem i postanowił bardzo sumiennie się do niego przyłożyć. „Mam być sobą, sto procent Figielka i nic poza tym” powtarzał sobie wciąż to jedno zdanie jak mantrę.

Zbliżył się po cichutku do małego Jasia i rozgościł się na jego ramieniu. Zamknął oczy aby zobaczyć świat oczami sześciolatka, który aktualnie nudził się jak mops, wymuszając na rodzicach kolejną bajkę albo grę na szklanym ekranie.

– Oooo jaka super wypasiona piłka w zielone kropki! Ciekawe czy dobrze się odbija? – powiedział na głos zachwycony Figielek.

Jasiu zamilkł na chwilę zdezorientowany, rozglądał się wokół siebie w poszukiwaniu piłeczki. Okazało się, że leżała tuż przed nim. Nie myśląc zbyt wiele zamachnął się nogą aby w nią kopnąć, ale zachwycony czart dodał w samą porę.

– Jaka piękna pogoda za oknem!

Po chwili znaleźli się już z piłką w ogródku biegając i strzelając gole do niewidzialnej bramki. Figielkowi jednak szybko znudziła się jedyna, dobrze znana Jasiowi forma zabawy z piłką. Zaczął kombinować w swojej małej główce, co ciekawego można jeszcze zrobić z okrągłym kawałkiem gumy.

– Już wiem! To może być międzyplanetarny poduszkowiec, dla którego zbudujemy całą stację kosmiczną – wymyślił nagle, zadowolony z siebie mały czart.

Jasio przyglądał się przez chwilę piłce, zdziwiony swoim nowym pomysłem. Na szczęście wyobraźnia dzieci jest nieograniczona więc kolorowa piłka szybko zamieniła się w oczach chłopca w ekskluzywny, niezwykły poduszkowiec, którym miał zamiar odbyć swoją pierwszą podróż na Marsa.

– Najpierw zbuduję ci najnowocześniejszą bazę na Ziemi, skąd zabierzesz mnie w kosmos! Na Marsie, zbuduję jeszcze drugą bazę, naszą pierwszą ludzką osadę w kosmosie. Będziemy razem poszukiwać nowych form życia we wszechświecie! – wytłumaczył piłce plan działania z wielką powagą, po czym przystąpił do budowy stacji kosmicznej.

Garaż taty był otwarty więc mógł z niego wyciągnąć taczki, rowerek, różnego rodzaju wiaderka oraz łopatki. Wszystko to, co było niezbędne do zbudowania i funkcjonowania stacji, zasilanej energią słoneczną. Dzieciaki z sąsiedztwa (Krzysiu, Rysiu, Majka i Tosia) widząc niesamowite zaangażowanie Jasia, w budowę czegoś naprawdę niezwykłego, postanowiły dołączyć do misji kosmicznej, oferując różnego rodzaju wiatraki, stare klawiatury, maszyny do pisania oraz mały namiot. Tworzenie stacji tak ich pochłonęło, że zapomnieli nawet o głodzie, a zszokowani rodzice patrzyli przez okna, nie mogąc uwierzyć w piękną zabawę swoich pociech.

– Spójrz na nich, jak się zaangażowali! Jaką niezwykłą budowlę razem stworzyli! Ciekawe co to jest? Zaniosę im racuchy. Upiekłam trochę więcej, to wszyscy się poczęstują – powiedziała do męża zachwycona mama Jasia.

– Świetny pomysł kochanie – odparł zadowolony tata, wcinając pulchnego placuszka z jabłkami.

Figielek pochłonięty był bez reszty twórczym, dziecinnym światem i podpowiadał co rusz Jasiowi kolejne dziwne pomysły.

Misja na Marsa okazała się spektakularnym sukcesem. Najnowocześniejszy poduszkowiec na całym świecie, z napędem na dziwne miny i dowcipy w mgnieniu oka przeniósł na czerwoną planetę drużynę. Jasia z Figielkiem, Krzysia z małą świnką morską, maszynę do pisania oraz wyspecjalizowany przyrząd do szukania kosmitów czyli stary telefon. Jako pierwsza wysiadła świnka aby zbadać toksyczność powietrza oraz temperaturę.

– Jak przeżyje pierwsze pięć minut to wychodzimy na poszukiwanie obcej cywilizacji. – zarządził Jasio dzierżąc w rękach stary telefon niczym gwiezdny miecz. Wcześniej Figielek podpowiedział mu żeby zabrać ze sobą ten tajemniczy przyrząd, którego słuchawki na pewno służą do badania powierzchni obcych planet. Krzysiu zajął się nawiązywaniem kontaktu z ziemską bazą za pomocą maszyny do pisania. Nowa planeta okazała się niezwykle przyjazna dla małych gości. Świnka od razu się na niej  rozgościła  biorąc do pyszczka wszystko co znajdowało się w jej zasięgu, a chłopcy zaczęli poszukiwania kosmitów zmieniając co chwilę parametry niezwykle czułego urządzenia.

– O rany! Są, mamy ich! To okrągłe czerwone stworki z wielkimi czarnymi oczami. Wybudowały swoje królestwo pod powierzchnią planety! – krzyczał szczęśliwy i dumny z odkrycia Jasio.

– Hurra! Udało się! Znaleźliśmy obcą cywilizację ukrytą we wnętrzu Marsa! – krzyczał Krzysio do starej maszyny do pisania.

Po chwili usłyszeli odpowiedź z bazy.

– Dobra robota chłopaki! Spróbujcie nawiązać z nimi kontakt.

Tym razem nawet Figielek był pod wrażeniem niesamowitej wyobraźni dziecięcej. Podekscytowany skakał na ramieniu Jasia, wydając niekontrolowane okrzyki szczęścia.

– Oni chyba do mnie coś mówią tylko ja nic z tego nie rozumiem. Nic dziwnego, nie znają przecież naszego języka – stwierdził Jasio słysząc dziwne odgłosy wydawane przez czarta.

– To w jaki sposób się z nimi dogadamy? – zmartwił się Krzysio

– Na migi i dziwne miny! – zażartował Jasio.

Gdyby nagle nie zaczęło się robić ciemno i rodzice nie zawołali wszystkich do domów, to zabawa pewnie toczyłaby się w najlepsze do samego rana.

– Ale było super! Jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawiłem! I zgadniecie co? Odkryłem kosmitów na Marsie! – mówił Jasio z wielkim entuzjazmem po powrocie do domu, a rodzice byli z niego bardzo dumni.

„To był długi dzień pełen przygód, ja też wracam do domu” pomyślał Figielek i udał się w stronę piekła.

– No i jak syneczku minął twój pierwszy dzień w pracy? Co nabroiłeś? – zapytała szczęśliwa z powrotu Figielka Psotka.

– To był pracowity dzień. Zbudowaliśmy ogromną bazę dla super poduszkowca, którym później udaliśmy się na Marsa, gdzie odkryliśmy obcą cywilizację – odparł trochę zmęczony czart.

– A co na to rodzice? Byli źli i krzyczeli? – zapytał zaciekawiony Gburek

– Nie, właśnie byli bardzo szczęśliwi i przynosili nam różne smakołyki w nagrodę – powiedział szczerze Figielek, a Psotka z Gburkiem popatrzyli na siebie z wielkim niepokojem.

– Idę do siebie posłuchać muzyki, muszę trochę odpocząć – zmęczony Figielek odwrócił się na pięcie i ruszył do pokoju, a rodzice zasiedli przed wielką, szklaną kulą. Dzisiejsze piekielne wiadomości nie były optymistyczne, władca piekła był wściekły, że małe czarty nie spisały się najlepiej i groził, że daje im parę dni na poprawę swoich wyników. Jeżeli się nie zmienią, to trafią do najcięższych robót, na samo dno piekła. Już on się oto postara!

Ciąg dalszy nastąpi…

Autor: Ewelina Mazurek, ekspert serwisu Zdrowy-Senior.org

www.wkrainiemarzen.cba.pl/blog/