Twórczość seniora
Zmiana, czyli życie na emeryturze – fragmenty opowiadania Elżbiety Rogowskiej
Pani Elżbieta Rogowska jest doskonale znana naszym czytelnikom ze swojej twórczości malarskiej i literackiej. Mamy przyjemność zaprezentować fragmenty opowiadania, które zdobyło III nagrodę w kategorii literatura na IX Juwenaliach Senioralnych w Warszawie.
Jest to opowiadanie o kobiecie, która po przejściu na emeryturę próbuje odnależć się w nowej rzeczywistości. Chcąc przystosować się do niej poszukuje swojego miejsca. Autorka w sposób humorystyczny przedstawia sceny , które rozgrywają się na oczach bohaterki. Wraca też do przeszłości i jak to często bywa z nostalgią, idealizując niektóre fakty. Książka inspirowana jest pobytem na KUTW-ie, z zastrzeżeniem co do osób występujących w opowiadaniu jako wytwór wyobraźni autora, ale miejsca i zdarzenia często są autentyczne.
Zmiana, czyli życie na emeryturze
(fragment opowiadania pod tym samym tytułem)
– Przepraszam , czy to miejsce jest wolne?
– Zajęte, to dla koleżanki. Zaraz przyjdzie.
– A, rozumiem. Przepraszam, a tu, czy wolne?
– Zajęte.
O Boże gdzie ja jestem – pomyślałam. Wszystkie miejsca wolne, a ja nie mam gdzie usiąść. Co za dziwne zwyczaje. Przychodzi jedna kobieta i zajmuje 10 miejsc. No cóż, pójdę do tyłu, może tam znajdę wolne miejsce.
Znalazłam, pod chórem. Kiedyś, gdy byłam bardzo młoda chodziłam do kościoła i najlepsze miejsce to było właśnie pod chórem i w dodatku stojące, ale teraz wolałabym siedzące i to gdzieś z przodu.
Usiadłam w milczeniu i przyglądałam się wchodzącym osobom. Panie wchodziły do sali, witały się dość głośno z koleżankami i siadały na tych rezerwowanych miejscach. Wkrótce cała aula była zapełniona. Zapełnił ją babski świat. Same kobiety. Rude, siwe, czarne, raczej wszystkie farbowane, w wieku wiadomym – około sześćdziesiąt lat.
A gdzie mężczyźni? Wyginęli? Czy siedzą w domu?
Poczułam się jeszcze bardziej samotna, a przecież przyszłam tu po t, aby odmienić swoje dotychczasowe życie, żeby poznać ciekawych ludzi, żeby ktoś miło się odezwał, o coś zapytał, po prostu życzliwie się uśmiechnął. A tu nic. Szczelnie zamknięty klan, ludzie znający się od dawna i niedopuszczający nikogo nowego.
Co ja tu robię? Nie wyobrażam sobie, abym mogła tu się z kimś zaprzyjaźnić. Wszystkie te panie wyglądają jakoś jednakowo i są starsze ode mnie. Ubrane też jakoś tak zwyczajnie, nic modnego zupełnie brak stylu, jakieś wszystkie jednakowe. Dlaczego wybrałam to miejsce? Dlaczego życie tak dziwnie się układa, że człowiek, w wieku kiedy kogoś potrzebuje zostaje sam i szuka ratunku w jakiś dziwnych zgromadzeniach, organizacjach, w których przecież wszyscy są sobie obcy. Czy to możliwe, żeby tu właśnie znaleźć choć jedną miłą osobę? A przecież Towarzystwa Późnej Wiosny powstały niby po to, aby ludzie, którzy zakończyli już pracę zawodową (tylko nie seniorzy) mogli się spotykać i nadal prowadzić aktywny tryb życia (też banalne słowa). Czyli aby mogli żyć jak dotychczas.
Zakończył się wykład, ogłoszenia o płatnościach, wycieczkach, spotkaniach w grupach zainteresowań. Jak wszędzie – nauka angielskiego, niemieckiego, poznanie komputera, sekcje artystyczne tzn. jakieś rękodzieło, tańce i śpiewy. No tragedia. Dlaczego nie wymyślono nic lepszego. Nie chcę tańczyć, śpiewać gimnastykować się, ani uczyć. Myślę, że nie będę tu długo, zupełnie nie widzę się w roli starszej pani, to przecież inni są starsi ale nie ja. Tak trudno pogodzić się z upływającym czasem.
*
– Halo, no już jestem w domu.
– I jak tam było? Zadowolona jesteś?
– A daj mi spokój, okropnie. Nikogo tam nie znam, wszyscy są jacyś dziwni, chyba nikt mnie nie polubi, to nie dla mnie.
– Oj Muterku, nie zniechęcaj się tak od razu. Zobaczysz, będzie lepiej. A zapisałaś się na coś?
– No, może jutro pójdę na kijki .
– No widzisz, to już coś. Muszę kończyć bo mam jeszcze coś do zrobienia do pracy. To papa, zadzwoń mi jutro jak było.
Amelka jak zwykle w biegu. Odkąd się wyprowadziła, mój świat zmienił barwy. Dlaczego tak musi być, że dzieci opuszczają dom rodzinny. I jeszcze w dodatku znajdzie się jakiś Piotruś, który mi oświadczył, że porywa moja córkę. Stałam w drzwiach nieprzytomna, przekonana, że to na pewno
nie jest odpowiedni chłopak dla mojej córki i jak nic życie jej zmarnuje. Kiedy już się wypłakałam, przypomniałam sobie jak to ja zostawiałam mój dom rodzinny i wcale nie było mi żal Mamy, pragnęłam tylko jak najszybciej poczuć wolność i czuć się w pełni dorosła i samodzielna. A to życie później pokazało jakie jest “ciekawe”.
Zaczęłam więc wchodzić w to moje nowe środowisko. Poszłam z kijkami na wędrówkę, oczywiście zamykałam peleton, bo nie mogłam nadążyć za koleżankami, które były już weterankami w tej dziedzinie, mało tego po drodze jeszcze się gimnastykowały.
Byłam dość nieszczęśliwa, mokry las, błoto pod stopami, obowiązkowe wygibasy i dalej w drogę. Ja do tej pory chodziłam na kijki w piękną pogodę, tylko latem jeszcze odpowiednio ubrana i co jakiś czas odpoczynek na ławce. Ale twardo chodziłam z grupą, aż do chwili kiedy złapał mnie potworny ból w kręgosłupie i szybko wytłumaczyłam sobie, że to przez te kijki. Poczekam do lata i będę nadal trenować, ale w swoim rytmie – czyli wyłącznie dla przyjemności. Po drodze kawka w parku, koniecznie odpoczynek na ławce i podziwianie przyrody .
W domu nic się nie działo. Moje miejsce na ziemi, które tak bardzo lubię, stawało się coraz bardziej puste i nieprzyjazne. Codziennie to samo. Śniadanie zjedzone w kuchni, dwie kanapki z czymś tam, kawa zbożowa z mlekiem, później kawa prawdziwa, komputer, włączony telewizor i myśl, co tu dzisiaj robić. Chodziłam na zajęcia do mojego Towarzystwa. Zaczęłam mówić „dzień dobry”, ale nie dlatego, że tak nakazuje dobre wychowanie, tylko dlatego, że zaczęłam się odzywać do ludzi. Pół roku przesiedziałam pod chórem, ale z czasem przychodziłam wcześniej i udawało mi się zająć miejsce nieco bliżej. Zaczęłam bardziej przychylnym okiem przyglądać się koleżankom i zauważać, że ta dziewczyna (nie starsza pani, ani seniorka) ma piękne włosy (prawdziwe czy peruka, nie wiem, chyba prawdziwe ), a tamta ma fajną bluzkę, tylko ja wyglądałam jak sierota.
Koniecznie muszę sobie coś kupić – pomyślałam
Długo jeszcze nie znałam imion koleżanek ani nikt mnie nie pamiętał. To już była późna jesień. Nie chciałam tak szybko stracić jeszcze atmosfery lata. Czasem więc wsiadałam na rower i jechałam do oddalonego kilka kilometrów parku.
Jak tu pięknie. Żółte, czerwone, zgniłozielone liście rozłożyły się na trawnikach i alejkach tworząc dywan. Słońce jeszcze trochę ogrzewało coraz słabszymi promieniami, ale na twarzy czułam już wilgotne powietrze. A wiec żegnaj lato na rok. Wstawiłam rower do piwnicy i jakoś tak żal mi się zrobiło, że znowu będzie długa zima i siedzenie w domu.
Jakie dziwne teraz było moje życie. Nikt mnie o nic nie prosił, zakupy robiłam mikroskopijne, gotowałam w jednym garnku , sprzątałam od czasu do czasu, ale za to mogłam dużo czytać, słuchać muzyki, oglądać telewizję.
Noc. Kiedyś była dla mnie wybawieniem z trudów dnia codziennego. Marzyłam o tym, aby po całym dniu ciężkiej i nerwowej pracy położyć głowę na poduszce i zasnąć. I najlepiej, żeby mi się nic nie śniło, a jeżeli już to tylko kolorowo. Nie pamiętam czy miałam kiedyś takie sny bo podobno nie ma kolorowych snów. Kiedyś mój dobry znajomy, a może więcej niż znajomy powiedział do mnie:
– Wiesz Marysiu, śniłaś mi się dzisiaj tak plastycznie i kolorowo…., widziałem ciebie taką prawdziwą, taką jak w tej chwili.
Na chwilę się zatrzymał, coś jeszcze powiedział, ale ja już dzisiaj nie pamiętam co. Wtedy to wydało mi się dziwne bo przecież nie ma kolorowych snów, ale dzisiaj jak sobie to przypominam, te pojedyncze zdania, to chciałabym żeby tak fantazjował często, ale jego już nie ma i nigdy mi nie powie, że mu się śniłam.
Teraz, kiedy się kładę do łóżka to już się boję, że znowu nie zasnę. Bezsenność. Koszmar ludzi, którzy już mają lata świetności za sobą. Rano znów wstanę zmęczona fizycznie i psychicznie. Tak, kawa postawi mnie na nogi. Marze o tym, żeby już było rano. Najlepsza kawa, którą w życiu wypiłam to latte macchiato na lotnisku, we Włoszech. Wiadomo, że Włosi słyną z podawania najlepszej kawy na świecie, ale ta kawa była najlepsza we wszechświecie. Oczekując na samolot po nieprzespanej nocy, ustawiłam się w kolejce do właśnie co otwartego baru. Zapach świeżo palonej kawy był powalający. Wierzcie mi, tak jak u nas najlepsze na świecie są drożdżówki (szczególnie te z makiem mocno lukrowane), tak we Włoszech kawa. Oni chyba pija hektolitry kawy dziennie w tych swoich maciupeńkich kawiarenkach znajdujących się jedna przy drugiej . A gdyby tak do tego jeszcze nasza drożdżówka z cieknącym lukrem ,to dobry nastrój na cały dzień masz zapewniony.
Dobry nastrój został mi odebrany tuz po starcie. Otóż ogłoszono, że za sterami znajduje się kobieta. Nieomal wpadłam w histerię. Co to, to nie. Nie zgadzam się. Taka wielką maszynę może pilotować tylko mężczyzna. Pomimo moich feministycznych poglądów uważam jednak, że to przesada. Wkrótce okazało się, że źle zrozumiałam komunikat i że jednak pilotem jest mężczyzna, a kobieta kierownikiem załogi, czy coś takiego. Po traumie jaka przeżyłam przy starcie samolotu (moja córka cały czas trzymała mnie za rękę, a ja słyszałam tylko te słowa – Muterku dobrze się czujesz? Jeszcze chwileczkę i już będziemy na 10.000 metrów w powietrzu) usadowiłam się wygodnie w fotelu, odpięłam pasy, które zawsze mi się kojarzą z nadchodzącym niebezpieczeństwem i spojrzałam w okienko. Halo, czy my już jesteśmy w kosmosie?. Błękit i tylko błękit. Mało tego szafir, lazur, indygo. Za mało jest słów określających tę sferę. Nie rozumiem jak piloci mogą prowadzić swoje maszyny w takich warunkach. Ja byłam zupełnie rozkojarzona, najlepiej wcale bym stamtąd nie wracała. Już teraz wiem skąd niektórzy ludzie mają takie cudowne niebieskie oczy, no z kosmosu przecież. Nagle z kokpitu wyszedł pilot. I stoi przed drzwiami i dowcipkuje z załogą. A ja coraz bardziej zaczęłam się denerwować. Halo ,czy leci z nami pilot, czy tak nagle w ciągu sekundy spadniemy ,bo nie będzie miał kto sterów wyprostować. A, że pilot był niesamowicie przystojny, stewardesy robiły się coraz bardziej zalotne ,aby jak najdłużej z nim flirtować. A ja w tym momencie pożałowałam, ze za sterami nie siedzi jednak kobieta, która jest przecież bardziej odpowiedzialna i za nic by swojego miejsca pracy nie opuściła.
Nie raz jeszcze z moja córką leciałam zwiedzać świat , zawsze przeżywając ogromny stres ,aż w końcu stwierdziłam, że to już nie dla mnie i, że tylko polskie morze się liczy, no chyba, że niedługa podróż pociągiem do sąsiadów. Chociaż czy ja wiem, a gdyby tak przystojny pilot trzymał mnie za rękę w czasie startu to może i bym poleciała .
Wstałam wreszcie po nieprzespanej nocy ,zebrałam myśli i co to dzisiaj mam w planie? A środa, a wiec wykład w moim Towarzystwie Późnej Wiosny. Coraz większej ochoty nabrałam na te spotkania z towarzyszkami późnej wiosny. Coraz bardziej z sympatią przyglądałam się koleżankom, pilnie słuchałam komunikatów podawanych przez nasza władzę (wiadomo, ktoś musi przewodniczyć) i coraz śmielej rozglądałam się po sali. Zauważyłam, że rod męski tak zupełnie nie wyginął i w naszej grupie jest ich chyba kilkunastu, a może i więcej. Tak po cichu i dyskretnie zaczęłam obserwować każdego z nich. Zastanawiałam się dlaczego są tacy niezauważalni, jacyś wyciszeni, nie usłyszałam do tej pory choćby jednego zdania wypowiedzianego przez naszych kolegów, w przeciwieństwie do koleżanek, które jazgotały tak głośno, że nawet przez mikrofon nie można było nic usłyszeć.
Nasze spotkania nie ograniczały się tylko do wykładów. Chodziliśmy na różne imprezy, wycieczki, zabawy. Było bardzo fajnie. Ale ciągle ród męski był mi obcy.
Ale jak to bywa w sprawach damsko męskich, nigdy nic nie wiadomo. Otóż wcale nie wiadomo co cię zauroczy u drugiego osobnika. Spojrzenie, ogólny wygląd, ładna twarz albo sympatyczny brzydal i w dodatku przystojny, to jak wiąże krawat albo nosi pasek u spodni, czy może dobroduszny Shrek? Nie wiadomo. Ja wiedziałam. Tak, zauważyłam go już trochę wcześniej, ale on chyba mnie nie. Wiec jakoś to tak się rozeszło. W pewnym momencie znaleźliśmy się w miejscu, iż sytuacja wymagała, że podał mi rękę. Miał niezwykle silną dłoń, a może mi się tak tylko wydawało. Ale od tej chwili poczułam ,ze ja chyba nadal jestem kobietą.
Moje Towarzystwo Późnej Wiosny było teraz dla mnie najmilsze na świecie, wprost nie mogłam się doczekać następnych wykładów, następnej imprezy. Mój Piękny Znajomy przychodził na wszystkie zajęcia czasem zdarzyło się, że nasze oczy się spotkały, moje błyszczące jak dwa ogniki, a jego bardzo spokojne nawet obojętne. A może mężczyźni są bardziej opanowani i za nic nie przyznają się , ze jakaś kobieta może ich zainteresować.
*
Lato się skończyło, a więc nadeszła pora mojego wyjazdu nad morze. Początek września. Tak, to najlepszy czas na wypoczynek, bo w moim wieku (o zgrozo ,ze też muszę to napisać) nie wyjeżdża się nad morze w lipcu lub sierpniu. Po ostatnim pobycie nad morzem w szczycie sezonu, przysięgałam sobie, że nigdy więcej nie dam się namówić na taki wyjazd. Do tej pory wyjeżdżałam nad morze z moja córka Amelką (zawsze znalazła tydzień , żeby być ze mną), teraz wyjeżdżałam sama.
Pociąg był dość zatłoczony jak na tę porę roku, ale znalazłam sobie miejsce siedzące przy oknie i kiedy mój wehikuł ruszył wioząc mnie w to cudowne miejsce ,przymknęłam oczy i bardzo nieszczęśliwa, że jadę sama wracałam myślami do tych chwil, kiedy to jeszcze ten “niedobry Piotruś” (ależ on jest bardzo miły) porwał mi moja córkę.
Nie wiem dlaczego, ale przypominały mi się same smutne chwile związane z uczęszczaniem mojej córki do szkoły. Była bardzo dobrą uczennicą ,miła i grzeczną dziewczynką. Nadszedł Dzień Nauczyciela (Dzień Edukacji Narodowej.} Wiadomo, wszystkie dzieci idą do szkoły z kwiatkami dla swojej Pani. Też kupiłam drobny bukiecik różowych fiołków alpejskich. Moja córeczka dumna i bardzo zadowolona poszła do szkoły z tym ślicznym bukiecikiem. Kiedy po skończonej pracy wróciłyśmy do domu, Amelka tak się rozpłakała, że nie mogłam jej uspokoić.
– Amelko, co się stało, uspokój się i odpowiedz mi – prosiłam łagodnym głosem. Biedne dziecko tak mocno płakała, że aż się zanosiła od tego płaczu. Po dłuższej chwili uspokoiłam ją, a ona opowiedziała mi jak to bardzo się cieszyła, że wręczyła swojej Pani te kwiatki. Po skończonych lekcjach poszła jak zwykle do świetlicy i tam zobaczyła jak inna Pani wzięła jej bukiecik i nożyczkami na jej oczach ucinała po kolei główki kwiatków tylko po to, aby przyozdobić tort na uroczystość Dnia Nauczyciela. Moje dziecko widziało jak te śliczne kwiatki są niszczone. Kwiatki podarowane przez nią. Swojej Pani.
Oj pedagodzy, trochę więcej wrażliwości!
Na szczęście więcej wrażliwości miała moja córka. Kilka dni później (miała wtedy 10 lat) spotkała mnie wielka przyjemność, bo moja córka na lekcji w klasie napisała piękny wiersz:
Babcia i Dziadek
Babunia, Dziadunio
najlepsi przyjaciele.
Babuniu weź mnie za rękę
i ty też Dziadeczku
powędrujemy w świat.
Zobaczymy kwiaty,
Zobaczymy wozy,
obejrzymy trawę
i widok na morze.
Wrócimy
siądziemy w fotelu
i parki wspomnień
urosną nam w sercu.
Nie straciła więc wiary w szkołę i nauczycieli.
Dojechałam już do mojego miejsca wypoczynku.
Pięknie tu, i to powietrze, zapach morza…
Więcej informacji na temat twórczości Pani Elżbiety można przeczytać w artykułach:
ZOBACZ TAKŻE