Podziwiani seniorzy
Profesor Wojciech Narębski – historia prawdziwa
Ostatni w Polsce żołnierz 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii armii gen. Andersa, „towarzysz broni” szeregowego Misia Wojtka oraz wybitny petrolog i geochemik. Jednocześnie niezwykle skromny i życzliwy człowiek, który swoją wiedzą historyczną zawstydziłby niejedną osobę. Opowiada o dziejach swojego życia oraz zdradza, dlaczego nie napisał własnej biografii, jaką ma misję i kto był jego autorytetem.
Cała prawda o „Wojtku Dużym”
Pytanie o szeregowego Misia Wojtka wywołuje u Profesora uśmiech. Mimo tego, że był pytany o tę historię wiele razy, chętnie zaczyna opowieść.
Prawdą jest, że mały miś – mały, bo wielkością przypominał wówczas psa – trafił do 2. Kompanii Transportowej armii gen. Andersa 22 sierpnia 1942 r. i dopiero wtedy otrzymał imię Wojtek. Pierwszy raz spotkali się przed namiotem dowódcy – majora Chełkowskiego w listopadzie tego samego roku. – Gdy tylko okazało się, że w Kompanii jest dwóch Wojtków, rozróżniono nas na „Małego Wojtka” i „Dużego Wojtka” – wspomina Profesor, wówczas siedemnastoletni chłopak o drobnej posturze, który otrzymał przydomek „Małego Wojtka”. Wcześniej, jak podaje mój rozmówca, w kwietniu 1942 niedźwiadek został wykupiony od perskiego chłopca dla małej Ireny Bokiewicz, córki pracownicy sztabu gen. Boruty-Spiechowicza w obozie polskich cywilów pod Teheranem.
Narębski zaraz dodaje, że jest wiele zafałszowanych informacji na temat niedźwiadka, a jego misją, jako ostatniego w Polsce świadka wydarzeń, jest wyjaśniać wszelkie nieścisłości: Wszyscy mnie pytają, dlaczego nie napisałem biografii? Odpowiadam, że takich historii jak moja jest wiele. Wolę przekazywać prawdę historyczną kolejnym pokoleniom i poprawiać błędy, których jest sporo zarówno w publikacjach książkowych, jak i w Internecie.
Krążą różne opowieści na temat ludzkich zdolności „Dużego Wojtka”. Jak wspomina Profesor Narębski, część z nich jest dalece przesadzona: Był naszym przyjacielem i uważał chyba, że jest człowiekiem. Miał bardzo przyjazne usposobienie, lubił gasić pragnienie piwem i połykał zapalone papierosy – sam nie wiem dlaczego, tak po prostu miał. Pomagał ładować nam skrzynie z amunicją, które ważyły około 120 kilogramów i do tego zadania potrzebnych było aż dwóch żołnierzy – ale nie nosił pocisków do stanowisk ogniowych. Nikt go nie wysyłał na front ani nie wykorzystywał do ciężkiej i niebezpiecznej pracy.
Był nie tylko przyjacielem, ale i symbolem 22 Kompanii Zaopatrzenia Artylerii (nazwa po przemianowaniu z 2. Kompanii Transportu), dzięki czemu formacja stała się powszechnie rozpoznawalna.
Więzienie i choroba
Jako szesnastoletni chłopak (w kwietniu 1941 r.) trafił do więzienia w Łukiszkach, a potem do rosyjskiego miasta Gorkij za działalność konspiracyjną w Związku Wolnych Polaków i kolportowanie gazetki „Za naszą i waszą wolność” – Narębski wspomina,
że ojciec nazwał go przewrotnie „stypendystą Stalina”, gdyż w ten sposób rozpoczął szkołę życia w sowieckich więzieniach. We wrześniu 1941 r. na mocy amnestii po pakcie Sikorski-Majski został uwolniony.
Następnie rozpoczął wędrówkę, aby dołączyć do formującej się armii gen. Andersa. Niestety wkrótce wysiłek i głodówkę przypłacił trzymiesięczną biegunką, którą leczono sokiem marchwiowym. Następnie przedostał się do Persji, a potem do Palestyny, gdzie dostał przydział do 3 Dywizji Strzelców Karpackich, do szkoły podoficerskiej. Pech chciał, że ponownie zachorował, a diagnoza brzmiała – zapalenie opłucnej z wysiękiem.
Był wycieńczony i słaby, ważył zaledwie 42 kilogramy, jak wspomina. Nie mógł już wrócić na linię frontu i został przydzielony do 2 Kompanii Transportowej, gdzie jego losy splotły się z losem szeregowego Misia Wojtka.
Monte Cassino
Profesor zdradza, że po wojnie wielokrotnie wracał na kręte i wąskie drogi pod Monte Cassino, gdzie dowoził amunicję amerykańskimi samochodami FVD na stanowiska artyleryjskie – Zawsze jeździliśmy parami i ten drugi z pary był twoim bratem bliźniakiem. Mój bliźniak jeszcze żyje, ale bardzo choruje i trudno jest nawiązać z nim kontakt – zwierza się Profesor. Przyznał również, że mieli dużo szczęścia, gdyż niemiecka taktyka ostrzeliwania była systematyczna, dzięki czemu udawało się uniknąć linii ognia i bezpiecznie dotrzeć do celu. Zdarzały się również transporty nocne. Wówczas jeden z „bliźniaków” szedł przed ciężarówką z białą płachtą narzuconą na plecy, aby pomóc kierowcy i uniknąć zjazdu ciężarówki z drogi, co było równoznaczne ze śmiercią. Co ciekawe – mój bohater nigdy po wojnie nie zdobył uprawnień do kierowania autem, kiedyś woziła go żona, a teraz zięć.
Wykształcenie i kariera naukowa
Generał Anders dbał o wykształcenie swoich żołnierzy, jak wspomina Profesor. Dzięki temu dostał się na kilkumiesięczny kurs maturalny w Palestynie i zdał małą maturę tuż przez bitwą pod Monte Cassino. Maturę uzyskał po wojnie w 1946 roku w Anglii. Nie miał zamiaru wracać do Polski, ale jego brat – Juliusz Narębski, biolog i neurofizjolog, napisał do niego list i zasugerował, że jego miejsce jest w kraju nad Wisłą. Dał się namówić i wrócił do ojczyzny w 1947 roku, aby rozpocząć studia chemiczne w Toruniu. Następnie przeprowadził się do Krakowa, gdzie na Uniwersytecie Jagiellońskim poświęcił się karierze naukowej z dziedzin geochemii i petrologii – czyli nauk, które zajmują się badaniem skał i minerałów. Profesor wspomina, że już we Włoszech zaczął interesować się tą tematyką. Po studiach formalnie pracował dla Muzeum Ziemi Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, ale rzeczywiście związany był z Krakowem i Instytutem Nauk Geologicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ciekawostką jest, że w wyniku współpracy z prof. Krzysztofem Birkenmajerem – prywatnie przyjacielem prof. Narębskiego – jeden z bazaltowych przylądków Wyspy Króla Jerzego na Antarktydzie został nazwany Przylądkiem Narębskiego.
Misja – działacz społeczny
Sekretem utrzymania dobrej kondycji Profesora Narębskiego są spacery i napięty kalendarz zajęć. Tłumaczy dalej, że jego autorytetem był ojciec – Stefan Narębski, architekt miejski Wilna i wykładowca Uniwersytetu Stefana Batorego. To on wpoił synowi bezinteresowne pomaganie innym, a bycie potrzebnym bardzo mobilizuje. Naukowiec tłumaczy dalej, że jego misją jest przekazanie nowym pokoleniom prawdy historycznej: Dzisiaj młodzież jest inna, nie chodzi mi o to, że zła, ale bez bagażu, którym zostało obarczone moje pokolenie. Chcę, aby byli świadomi historii swojego kraju i wierzę w to, że jeśli byłaby potrzeba, zmobilizowaliby się, by walczyć o ojczyznę.
Dlatego nie odmawia na prośby dotyczące uroczystego odbierania pomników szeregowego Misia Wojtka. Do niedawna chętnie spotykał się z uczniami szkół i dawał im niecodzienną lekcję historii. Dodatkowo jest czynnym członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, członkiem honorowym Polskiego Towarzystwa Geologicznego i Polskiego Towarzystwa Mineralogicznego. Oprócz tego pełni stanowisko Prezesa Oddziału Krakowskiego obu Towarzystw Krajowego Związku Byłych Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i w Krakowie oraz Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, a także jest wiceprezesem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Włoskiej im. płk. Francesco Nullo. Wspiera również harcerzy z „Czerwonego Maka” w Skawinie. Do dzisiaj ma swój gabinet na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale dodaje, że rzadko już z niego korzysta. Na co dzień większość spraw załatwia przez Internet i jest w tym bardzo biegły.
W 2008 roku Prof. Narębski nagrał płytę z piosenkami Armii generała Andersa w jazzowej aranżacji, na którą składa się 14 utworów. Część z nich możemy poznać tylko dzięki pamięci Profesora, jak sam tłumaczy: Wszystko po to, aby historia przetrwała dla dalszych pokoleń. Wspólne słuchanie utworów wykonanych przez mojego bohatera zakończyło nasze spotkanie.
* * *
Spotkanie z Prof. Wojciechem Narębskim odbyło się 31 marca 2015 roku w warunkach niezwykłych, bo tuż przed jego dziewięćdziesiątymi urodzinami i podczas wypoczynku w Beskidzie Śląskim, w malowniczej miejscowości Ustroń w Domu Aktywnego Seniora Tulipan, gdzie Profesor regenerował siły przed wyjazdem do swoich włoskich przyjaciół w Bolonii.
Autor: Redakcja Zdrowy-Senior.org
ZOBACZ TAKŻE