Podziwiani seniorzy
WYWIAD Z BOŻENĄ SAŁACIŃSKĄ, LIDERKĄ BYDGOSKICH SENIORÓW
Życie na emeryturze bardzo się zmienia?
Świat wywraca się do góry nogami. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Ja, od zawsze aktywistka, nagle spałam do trzynastej. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mąż wracał do domu, pytając o obiad, a ja odpowiadałam: jaki obiad, chyba śniadanie? (śmiech). Początkowo tłumaczyłam to sobie zmęczeniem, potrzebą odespania wcześniejszej, niemałej przecież aktywności, ale szybko znów zaczęłam czuć potrzebę by zagospodarować swój czas maksymalnie.
Więc zaczęła Pani działać na rzecz seniorów w Kazimierzowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku…
Trafiłam tam początkowo jako słuchaczka. Okazało się, że szefem Rady Programowej jest profesor Ossowski, mój dawny wykładowca. Pamiętam jak jeszcze jako magister w trakcie doktoratu, opowiadał nam studentom jaki potencjał jest w pokoleniu seniorów, jak wiele oni możemy im dać, i oni nam… Wtedy wydawało mi się to odległe, ale zapamiętałam te słowa i wróciły do mnie po latach, wraz z nadejściem emerytury.
I została Pani przewodniczącą Rady Słuchaczy w KUTW… Tak, znowu działam. Organizuję imprezy. Szukam sponsorów. Wymyślam nowe sekcje zainteresowań dla seniorów. Odkrywam talenty w ludziach. Żyję szybko, tak jak lubię. Na zdrowie nie mam kiedy ponarzekać. Słyszy Pani tę chrypkę? Chodzę z nią od roku i śmieję się, że tylko na nią mogę umrzeć. Nic więcej mi nie dolega.
Seniorzy na uniwersytetach nie marudzą, że ich łupie w kręgosłupie?
Ci, którzy działają zamiast siedzieć w domach, nie rozczulają się tak nad sobą. Nie mają czasu na wymyślanie problemów. Rozwijają się na tych polach, na które wcześniej nie mogli poświęcić czasu. Często bardzo się dzięki temu dowartościowują. Kiedyś koleżanka zaprosiła nas na sushi. Przypadkiem zobaczyłam jej rysunki i zaczęłam drążyć, aby je gdzieś wywiesiła, mówiąc, że może je pochwalimy, a może skrytykujemy, ale na pewno czegoś się o sobie dowie. Posłuchała mnie, obecnie startuje w konkursach. Rozkwita nam tak wiele talentów. W grupie malarskiej np. mamy tegorocznego laureata nagrody Ociepki. Seniorzy uczą się też zupełnie nowych rzeczy – poznają techniki szybkiego czytania czy zapamiętywania. Ćwiczą tai chi.
Takie uniwersytety wyrastają jak grzyby po deszczu…
Tak, jest wiele fundacji i stowarzyszeń, które proponują seniorom coraz to nowe warsztaty. Unia zabezpieczyła ogromne środki na ten cel, z samego ASOS była to czterdziestomilionowa pula. My niestety nie korzystamy ze środków unijnych, bo nie jesteśmy organizacją pozarządową, ale za to mamy ogromne wsparcie ze strony Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Zapraszamy do aż trzydziestu sekcji!
Do której Pani należy?
Do żadnej. Nie mam na to czasu. Odwiedzam jednak wszystkie sekcje, aby udokumentować ich pracę. Robię zdjęcia, piszę relacje i zamieszczam to na stronie www.kutw.pl, którą administruję. W wolnych chwilach, ruszam do Myślęcinka na nordic walking. Chętnie podróżuję z mężem, jeżdżę z dziećmi na basen. Jakie są współczesne babcie? Te, które pozwalają sobie na wychodzenie z domu są zadbane, ładnie ubrane i uczesane. Korzystają z usług kosmetycznych. Chodzą do kina, na koncerty, do teatru i filharmonii. Lubią też angażować się społecznie, dlatego na KUTW mamy sekcję wolontariacką. Tylko, żeby wychodziły…
Jest z tym problem?
Ludzie zamykają się w czterech ścianach? Wielu seniorów korzysta z ofert uniwersytetów trzeciego wieku, domów i klubów seniora, ale jest też gros ludzi, którzy po śmierci współmałżonka zostają zupełnie sami w swych czterech kątach. Przeważnie są to mężczyźni, ich trudniej wyciągnąć do ludzi. Druga kwestia, że wdów jest więcej, bo panowie szybciej odchodzą… Osiemdziesiąt procent słuchaczy KUTW to kobiety. Wdowców jednak można policzyć na palcach, większość panów przychodzi z żonami. Pani także jest babcią. Bardzo aktywną. Tak, niestety mój czteroletni wnusio Tymek wie, że babcię trudno zastać, bo albo jej nie ma, albo gada przez telefon lub siedzi przy komputerze albo pali papierosa (śmiech). Na szczęście syn ożenił się z sąsiadką i mieszka piętro niżej, więc nie zdążymy za sobą zatęsknić. I dzięki temu babcia może wspierać inne babcie… Ruch senioralny w Polsce jest naprawdę żywy. Zapoczątkowała go Halina Szwarc i to działanie okazało się niesamowicie potrzebne. Ludzie, którzy przechodzą na emeryturę łakną takich rozwiązań. Chcą, by im coś zaproponować, podpowiedzieć… Dać bodziec do działania!
Statystują Państwo w filmach, biorą udział w pokazach mody…
Dzisiejszy senior ma jakieś granice? Nie. Ja do niedawna umiałam nawet szpagat (śmiech). Jak będzie trzeba nadal przeskoczę przez płot czy wejdę na drzewo. Po jednym z pokazów mody podeszła do mnie starsza Pani, dziękując za inspirację i przypomnienie, że my – seniorzy też chcemy być modni, kolorowi. Nie chcemy nosić wiszących, szaroburych ubrań w za dużych lub za małych rozmiarach, a dopasowane – stworzone z myślą o nas. Lubimy o siebie dbać, podobać się, słuchać komplementów, to się z wiekiem nie zmienia. Senior chce i może być atrakcyjny! Panią widziałam w reklamie telewizyjnej promującej ekologię… Tak. Wszyscy pytali ile zarobiłam, a moim zyskiem była głównie kolejna przygoda. Trzeba mieć trochę dystansu do siebie. Senior potrafi narysować, zaśpiewać… A wie Pani co go odróżnia od młodszych pokoleń? On to robi z prawdziwą radością. Nie bierze już udziału w tym wyścigu szczurów. Nie walczy o premię, etat, awans… On się realizuje już tylko i wyłącznie dla siebie. I to jest piękne!
Pani z pasją fotografuje…
Tak, kocham to. I wcale nie zaraziłam się od męża ani syna, którzy są fotografami. Zawsze fotografowałam. Kiedyś nawet wygrałam jakiś konkurs, ale już mi się nie chce przeczesywać dysków, aby odszukać konkretne kadry. Żyję ciągle w biegu. Widzę torbę na kółkach – dużo ma Pani na co dzień dźwigania? W sumie tak. Seniorzy potrzebują gratyfikacji, więc nieustannie jestem w trakcie pozyskiwania dla nich jakichś nagród. Książek, kremów czy przyrządów do wydłubywania pestek… Każdy drobiazg cieszy. Nie mam auta, bo miałam ciężką nogę i je zajeździłam, więc teraz z Fordonu do miasta jeżdżę autobusami. Bywało, że dźwigałam po dziesięć książek na każdym ramieniu. Koleżanki sprezentowały mi taką praktyczną torbę, dbają o mnie (śmiech).
Odwiedzacie z występami artystycznymi domy seniora…
Tak. Chcemy ich bawić, przynosić radość. Wielu tam smutnych ludzi, część pewnie jest samotna. Współpracujemy też z fundacją Dr Claun, wspierającą chore dzieci. Sporo w tym wszystkim też multimediów, nowoczesności… Jak odchodziłam z pracy nie lubiliśmy się z komputerem, czas na wdepnięcie w świat informatyki przyszedł na emeryturze. Fejsbuka opanowałam. Sprawnie zgrywam fotki, piszę relacje z wydarzeń. Aktualizuję naszą stronę www. Moje koleżanki także śmigają po sieci. Wrzucają zdjęcia swych obrazów na fanpejdże, zanim jeszcze wyschnie farba. Cieszą się z lajków tak samo jak młodzi. Wrzucają do netu kadry ze spaceru z ukochaną wnusią. Potrafią przez internet wyszukać lekarza, a na kursach komputerowych uczą się obróbki zdjęć w Photoshopie i programów graficznych. Nadążają, a nawet potrafią młodszym pokoleniom zaimponować… Od razu jawi się mi obrazek, gdy dziadek pokazuje coś wnuczkowi… Zawsze mówiło się, że senior jest najmądrzejszym członkiem rodu. Dziś jednak musi walczyć o swój autorytet, co wcale nie jest takie proste. Trzeba być na bieżąco, także po to, by nie być uzależnionym od młodych. Oczywiście nie każdy tak to widzi. Od niejednej koleżanki słyszałam: aaa, syn mi to zrobi, nie muszę tego umieć. Ale guzik prawda! Młodzi dziś żyją intensywnie i nie są na każde nasze zawołanie, musimy sobie radzić sami. Senior też nie jest na każde zawołanie… I bardzo dobrze. Znam babcie i dziadków, którzy są bardzo asertywni. Wspierają swoje dzieci, kiedy mają czas, ale otwarcie mówią, że np. w czwartek grają w brydża albo w szachy i nie będą dyspozycyjni. Dziś tzw. babcia na gwizdek, już nie jest normą, ale ma prawo do swojego życia. Ci którzy bezrefleksyjnie podporządkowują się młodym, bywają wykorzystywani. Moja rada: chcesz być szanowany, szanuj siebie!
Młodzi to rozumieją?
Tak, bo tu nie chodzi o to, by nie pomagać im wcale, ale by nie być na wyłączność. Wbrew pozorom kochające dzieci szybko odkrywają jak dobrze mieć dziadka czy babcię, którzy są aktywni. I nawet doceniają, że jest z naszym seniorem o czym porozmawiać, że ma dobry humor, nie dzwoni z każdą pierdołą, nie siedzi godzinami przed telewizorem z pilotem w ręku, a ma ciekawe życie. To widzą nawet wnuczęta. W zeszłym do jednego z moich sędziwych kolegów, który był Mikołajem w galerii handlowej, podeszła dumna wnusia i powiedziała: ten mój dziadek to wszystko potrafi! Tak, senior nadal może być autorytetem. Nie jest tylko przykutym do łóżka, bezwolnym staruszkiem.
Walczy Pani z tym stereotypem?
Sama pamiętam swoją babcię. Jej siwy koczek, szarobure acz dostojne ubranie… Skromność i podporządkowanie. Kiedyś myślałam, że też taka będę na starość. Teraz myślę: nie ma mowy! Chcę żyć kolorowo, ciekawie. I działać, działać, działać!
Jednak chyba część seniorów tęskni za wielopokoleniowymi domami…
Też prawda, mieszkamy na większych przestrzeniach, z daleka od siebie, odwiedzamy się rzadko… Kiedyś wszyscy spali pod jednym dachem, jak było ciasno, obijali się o siebie, ale była między nimi więź. Dziś można się czuć samotnym we własnym domu. Nie twierdzę, że dawniej wszyscy seniorzy byli szczęśliwi, bo życie rodzinne też potrafi dać w kość. Ale nie było w ich oczach takiej samotności… I lęku przed tym, że bliscy mogą ich oddać do domu opieki? To dziś niestety modne. Dokładnie – niestety. Senior to nie mebel, który można wystawić z domu, kiedy się zestarzeje. Mnie osobiście bardzo się to nie podoba. Sama zmuszona byłam po trzecim wylewie oddać mamę do domu opieki, ale bardzo to przeżyłam. Nie chciałam tego, ale nie byliśmy już w stanie sami jej pomagać, ze względu na niezbędną aparaturę. Takie sytuacje jestem w stanie zrozumieć. Ale jeśli babcia czy dziadek normalnie sobie żyją. Są mobilni, chodzą na spacery, potrafią zrobić sobie kanapkę, kiedy są głodni, sami załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne i nagle są separowani od rodziny, są moim zdaniem okrutnie krzywdzeni – i to przez najbliższych.
Ale bywa, że życie emocjonalne seniora nabiera rumieńców, gdy ten się zakochuje…
Tak. O miłości seniorów można by niejedną książkę napisać! W każdym wieku jest na nią czas i zawsze przynosi te same emocje. Owdowiali seniorzy rzadko ponownie biorą ślub, ze względu na dzieci i ewentualne konsekwencje spadkowe, ale łączą się w pary i są szczęśliwi.
Słyszałam, że wiele Pani dla mieszkańców miasta zrobiła.
Zawsze było tak szybko, aktywnie i społecznie? Od dziecka uwielbiałam pełnić ważne funkcje – przewodniczącego w szkole, starosty na studiach… A potem przyszły poważniejsze tematy. Współtworzyłam bydgoskie Towarzystwie Zapobiegania Narkomanii, w czasach, gdy w Polsce MONAR dopiero raczkował. Udzielałam się na rzecz przeciwdziałania alkoholizmowi. Działałam w harcerstwie. Chyba mogę powiedzieć, że praca społeczna stała się moją pasją. Czasochłonną, ale przy jednym dziecku mogłam sobie na to pozwolić.
Jakie studia Pani skończyła?
Pedagogikę szkolną, zaczęłam od pracy w szkole podstawowej. To tam poznałam mojego męża. W Dniu Nauczyciela zresztą. Miałam na sobie bardzo modną wówczas sukienkę z wystającą z pod spodu białą koronką. Miłosz przybył z delegacją z pobliskiego zakładu pracy i śmiał się, że widać mi halkę… Tak to się zaczęło (śmiech). Po czterech latach wzięliśmy ślub, a po dziesięciu pojawił się Radek, nasz jedyny syn.
Została Pani Seniorką Roku w plebiscycie Expressu Bydgoskiego. Uniwersytet Kazimierza Wielkiego uhonorował Panią prestiżowym medalem Casimirus Magnus…
Ludzie doceniają to, co robię społecznie i to cieszy, ale nagrody tego typu zawsze zaskakują i są miłym uhonorowaniem mojej pracy.
Działa też Pani w Ministerstwie Polityki Społecznej…
W radzie senioralnej, zostałam zaproszona do współpracy. Pracuję w Sejmowej Komisji Polityki Senioralnej, nie będąc posłanką. Jestem członkiem Bydgoskiej Rady Seniorów. Będziemy walczyć o kolejne łóżka geriatryczne dla Bydgoszczy, bo mamy ich zdecydowanie za mało. Brakuje też lekarzy specjalizujących się w leczeniu seniorów, do którego z powodu wielu schorzeń należałoby podchodzić całościowo.
Ma Pani w ogóle czas dla siebie?
Nie mam prywatności w tej chwili. Nawet z mężem, godzinami, rozmawiamy o seniorach i tym co jest do zrobienia. Czasem myślę, że to chore, ale ciągle trzeba myśleć o pozyskiwaniu środków na kolejne inicjatywy, nie jest to łatwe i wymaga czasu. Poza tym – mimo wszystko – dobrze mi z tym. Czuję się spełniona.
Bardzo się Pani zmieniła z wiekiem?
Myślę, że nie. Zawsze byłam ambitna i pracowita, a jak się czegoś podejmowałam, to na sto procent. Tak mi zostało. Uważam, że ludzie się nie zmieniają, tylko życie się zmienia… Cytat Senior nie bierze już udziału w tym wyścigu szczurów. Nie walczy o premię, etat, awans… On się realizuje już tylko i wyłącznie dla siebie. I to jest piękne!
*Bożena Sałacińska Przewodnicząca Rady Seniorów w KUTW. Przed emeryturą pracowała m.in. w poradni psychologiczno-pedagogicznej, w urzędzie miasta, w szkole i na uczelni. Zajmowała się resocjalizacją na różnych stanowiskach – od szeregowego pracownika po wizytatora.
Źródło: seniorzybydgoszcz.pl
ZOBACZ TAKŻE